Poniżej tekst Magdaleny Rzepka - Tarnowski Gość Niedzielny

 

 O wojnie mówiono od dawna. Wiadomo było, że wybuchnie, tylko nikt nie wiedział, kiedy - wspomina Mieczysław Krzemiński, wówczas kilkunastoletni chłopak, a w późniejszych latach żołnierz Armii Krajowej. A jednak 1 września, kiedy na ustach wszystkich pojawiło się słowo "wojna", ta wiadomość zrobiła wstrząsające wrażenie.

"W piątek 1 września pokazały się pierwsze bombowce niemieckie - pisze ks. dr Jan Bochenek, wówczas proboszcz parafii katedralnej w Tarnowie, w opublikowanej w 1947 r. książce "Na posterunku" - szły powoli, z poszumem, błyszcząc czarnymi hakenkreuzami. Momentalnie opustoszały ulice... powiało strachem... odezwały się armatki przeciwlotnicze nad Mościcami, zaczęły trzeszczeć karabiny maszynowe pod Górą św. Marcina. Bombowce szybowały spokojnie. (...) W niedzielę 3 września padły pierwsze bomby. Atakowano dworzec i tory kolejowe, padały bomby koło mostów, padły na cmentarz, koło młyna "Romana", koło cegielni "Konstancja". We wtorek po południu padło ich więcej. Zniszczyły parę domów przy ul Narutowicza. A tymczasem wszystkie drogi były pełne uchodźców, szły tysiące ze Śląska, od Krakowa..."

Pamiętam dobrze naloty na Tarnów - pani Krystyna Czubowa miała wtedy zaledwie 8 lat. - Samoloty nadlatywały nie po kilka, ale naraz leciało ich ze 30. Uciekaliśmy do schronu, takiego prowizorycznego, który był niedaleko domu. Mieszkaliśmy za wałami Białej, kiedyś bomba wpadła do rzeki - pamiętam, że woda doleciała aż do naszego domu..." "Najcięższa była noc z wtorku na środę z 5 na 6 września - wspomina ks. J. Bochenek - W tę noc zrzucono parę bomb na szpital powszechny". Personel medyczny szpitala był nieliczny - lekarze także zostali zmobilizowani. Z tymi, którzy pozostali, współpracowały harcerki ze specjalnego zastępu samarytańskiego. Jedna z nich, Janina Siudutówna, wówczas uczennica Liceum im. Bł. Kingi, tak wspomina tamte wydarzenia: "Ewakuowano do nas szpital z Pszczyny, gdzie rozegrały się pierwsze walki. (...) Bomba spadła na podwórze. Panika. Brak lekarzy, kilka sióstr i nas, kilka harcerek i masa rannych. Przekrwawione bandaże, opatrunki niezmieniane od dnia walki, zgorzel na rękach i nogach, poszarpane wnętrzności, paniczny strach przed Niemcami i błagalna zewsząd prośba: siostrzyczko, wody!"...

 

W te straszne dni katedra była nieustannie otwarta dla wiernych. Ks. J. Bochenek dobrze wiedział, ile siły i otuchy płynie z wiary, z sakramentów świętych. "Ludzie cisnęli się do kościoła - wspomina - szeregami stali przy konfesjonałach. Komunikowaliśmy od wczesnego rana do godziny pierwszej, a nierzadko i później. (...) Z jakim przejęciem słuchaliśmy spowiedzi... może ostatniej! Z jakim nabożeństwem podawaliśmy Zbawiciela"... Do katedry przeniesiono wówczas cudowny obraz Matki Bożej Szkaplerznej, gdyż w kościółku na Burku, drewnianym i położonym blisko toru, nie był bezpieczny. Przed tym obrazem o każdej porze dnia widziało się rozmodlonych, leżących krzyżem...

 

 

Pierwsze oddziały niemieckie wkroczyły do Tarnowa po południu 7 września. W kilka godzin później zostali zatrzymani zakładnicy, którzy swym życiem mieli gwarantować spokój. Byli to członkowie tymczasowego Zarządu Miasta. Umieszczono ich pod strażą w Ratuszu. Wśród zakładników był także wspominany ks. dr J. Bochenek. Nocą życie uwięzionych zawisło na włosku: "... z rewolwerem w ręku wpadł podporucznik z krzykiem: Padły strzały z ręki ludności cywilnej! Będziecie rozstrzelani!. W pierwszej chwili nikt się nie odezwał, jakby życie w nas zamarło. Za chwilę próbowaliśmy tłumaczyć chaotycznie, że my nie jesteśmy winni, że miasto nie jest jeszcze uświadomione o losie zakładników, że w mieście mogą być nieodpowiedzialne elementy. Dr Kryplewski począł tłumaczyć, że on jest burmistrzem, że może wystarczyłoby, gdyby on sam został rozstrzelany. Podporucznik warknął: Czy wy wiecie, kim są zakładnicy?! - Daliśmy spokój (...) Zaczęliśmy się spowiadać, chcieliśmy się przygotować na śmierć"... Nie zginęli. Po kilku godzinach zakładnicy zostali zwolnieni. Dopiero później dowiedzieli się, co się stało. Z ul. Wałowej ktoś strzelił w kierunku katedry. Zrobiono rewizję w okolicznych budynkach, wywleczono dwóch braci Chrząszczów - Stanisława i Piotra. Pod zarzutem strzelania do wojska niemieckiego zostali natychmiast rozstrzelani... "Coraz wyraźniej ręka niemiecka kładła się na życiu Tarnowa"...

 

Magdalena Rzepka - Tarnowski Gość Niedzielny

Fot 1: Niemieccy żołnierze na dworcu w Tarnowie

Fot 2: Konwój Wehrmachtu na rynku w Ciężkowicach. Zdjęcia zrobione przez Friedricha Schweiera,

pisarza 54 kompanii Strzelców Krajowych, który w pierwszych dniach września 1939 r. wraz ze swoim oddziałem

jechał na placówkę do Ciężkowic. Album przekazał Muzeum Okręgowemu w Tarnowie jego syn, Gerhard Schweier w 1985 r.

 

Kalendarium wybranych zdarzeń.

 

Ø  28 VIII 1939 godz. 23.18 Na kilka dni przed hitlerowską agresją na Polskę, niemiecki dywersant dokonał zamachu bombowego na dworzec kolejowy w Tarnowie. W wyniku eksplozji bomby zegarowej w przechowalni bagażu zginęło 20 osób a 35 zostało rannych. Dywersant został schwytany i aresztowany lecz wkrótce uwolniony przez Niedów po ich wkroczeniu do Tarnowa.  

 

Ø  3 IX 1939 Lotnictwo niemieckie bombardowało Państwową Fabrykę Związków Azotowych w Mościcach i Tarnów.

 

Ø  7 IX 1939 W godzinach południowych pierwsze oddziały niemieckie wkroczyły do Tarnowa.

 

Ø  8 IX 1939 W pałacu Sanguszków w Gumniskach stanął sztab XXII Korpusu Pancernego, a budynek starostwa zajęła na swoją siedzibę Wojskowa Komenda Miasta.

 

Ø  1 XI 1939 Rozpoczęto w Tarnowie tajne nauczanie przedmiotów zakazanych przez okupanta w zakresie szkoły powszechnej i średniej.