Koniuchy 1944. Nie ukarana zbrodnia żydowsko-sowieckiej bandy. Celowo zapominana?

 

,,[ ... ] w nocy z 28 na 29 stycznia 1944 r. grupa partyzantów sowieckich otoczyła wieś i ok. 5-tej rano przystąpiła do ataku, który trwał 1,5-2 godziny. Pochodniami podpalano słomiane dachy domów, do wybudzonych, uciekających mieszkańców strzelano na oślep. W wyniku ataku zginęło co najmniej 38 osób, kilkanaście zostało rannych. Część ofiar spłonęła w' swych domach, część zginęła od strzałów z broni palnej. Wśród ofiar był mężczyźni, kobiety i małe dzieci. Spalono większość zabudowań, ocalało tylko kilka domów. [ ... ]”.

Z komunikatu IPN

 

Zbrodnię w Koniuchach IPN nazywa zbrodnią „partyzantów sowieckich”. Czy słusznie? Nie. Bo to część prawdy, a część prawdy jest kłamstwem, całym kłamstwem.

 

Ani to byli „partyzanci” ani „sowieci”. Że to była zbrodnia żydowskiej bandy na bezbronnych Polakach świadczą zamieszczone niżej wypowiedzi morderców -„bohaterów” masakry. Nic tu nie zmienia to, że działali w ramach sowieckiej partyzantki. Wartość bojowa partyzantki sowieckiej była znikoma. Jej głównym zadaniem nie była walka z wrogiem ale zwykły pospolity rabunek miejscowej ludności.

 

Żydowscy „partyzanci” opisywali dokonaną przez siebie zbrodnię bez wstydu, wręcz z dumą, pod swoimi nazwiskami, pełni samozadowolenia z tego „osiągniecia”, dumy z swego „bohaterstwa”.

Mordercy, świadomi swej bezkarności, pozwalali nawet sobie rzeź tę i swą w niej rolę wyolbrzymiać.

 

Oczekiwać należy od IPN pod obecnym kierownictwem, o pilne zakończenie śledztwa w tej sprawie. Tak jak pilne było przed laty zamkniecie śledztwa (z przerwaniem nawet ekshumacji) w sprawie mordu w Jedwabnym - w sposób oczywisty zakłamane na użytek „pedagogiki wstydu” Polaków.

 

 

 

W historiografii izraelskiej - i szerzej, żydowskiej - w całym świecie Koniuchy były wspaniałym osiągnięciem partyzantki żydowskiej. Mieliśmy do czynienia z buńczucznym przechwalaniem się, że polskich ofiar było wielokrotnie więcej, bo nawet trzysta. I z przechwalaniem się, jak mordowano bezbronne ofiary i jak zabawiano się z ich zwłokami.

 

Cyniczne pochwalanie zbrodni i sposobu jej dokonania podprowadziły do ujawnienia w powojennych relacjach co najmniej kilkudziesięciu nazwisk sprawców. Innych można poszukać w wykazach "żydowskiego ruchu oporu" w Puszczy Rudnickiej, prowadzonych w Miles Lerman Center for the Study of Jewish Resistance (Center for Advanced Holocaust Studies przy United States Holocaust Memorial Museum w Waszyngtonie). Dalsze tego typu dane mogłyby ujawnić rzeczowe kwerendy w postsowieckich archiwach, gdzie przechowywane są ankiety osobowe owych "partyzantów", zawierające również drastyczne opisy ich bojowych dokonań.

 

Ale i tak sporo wiemy o makabrycznych scenach z ogólnie dostępnych publikacji i wspomnień. Najbardziej przerażające są opisy zabawy, jaką żydowscy partyzanci urządzili sobie w spacyfikowanej wsi. Jak to szczegółowo opisał jeden z uczestników, użyli do tego ciał zamordowanych kobiet i mężczyzn (a może tylko ciężko rannych?):

 

Oto co pisze Pol Bagrianski w: Koniuchi, Pirsumim Publications of the Combatants and Partisants, TelAviv: "Gdy dotarłem do oddziału, aby przekazać nowe rozkazy, zobaczyłem straszny, przerażający obraz. [ ... ] Na małej polance w lesie leżały półkolem ciała sześciu kobiet w różnym wieku i dwóch mężczyzn. Ciała były rozebrane i położone na plecach. Padało na nie światło księżyca. Jeden po drugim partyzanci strzelali trupom między nogi. Gdy kule dosięgały nerwów, trupy reagowały jak żywe. Drgały i wykrzywiały się przez kilka sekund. Trupy kobiet reagowały w bardziej gwałtowny sposób niż mężczyzn. Wszyscy partyzanci z tego oddziału brali udział w tej okrutnej zabawie, śmiejąc się w dzikim szaleństwie. Najpierw przestraszyłem się tym przedstawieniem, ale potem zaczęło mnie ono w chory sposób interesować. [ ... ] Im się nie spieszyło i dopiero jak trupy przestały reagować na kule, przemieścili się na nową pozycję".

 

Po powrocie do swych obozowisk "partyzanci" uczcili swe dzieło zabawami i powszechnym pijaństwem.

Na podstawie: Leszek Żebrowski w Nasz Dziennik  nr 22  z 27 stycznia 2017 r.

 

 

 

Oto co o tej zbrodni pisał Andrzej Kołosowski (http://www.tygodnik.lt/200403/bliska3.html)

 

[…]29 stycznia 1944 roku oddział partyzancki "Śmierć faszystom" pod dowództwem Jacoba Prennera ruszył w stronę Koniuch. Śpiąca wieś została okrążona z trzech stron. Z czwartej strony była rzeka, przez którą jedyny most był zresztą w ręku sowiecko-żydowskich bandytów.

 

- Mąż obudził mnie gwałtownym szarpnięciem za ramię i krzyknął, że musimy uciekać. Przez okno biło światło, słychać było hałas. Nie rozumiejąc, co się dzieje, chwyciłam trzyletnią córeczkę i w nocnej koszuli wyskoczyłam z domu. Widziałam, jak płonęły sąsiedzkie zagrody, ryczało bydło, od kul padali moi znajomi... - tak zapamiętała tę straszną noc mieszkanka Koniuch Stanisława Woronis z domu Bandalewiczówna.

Anna Suckiel z domu Bobinówna w 1944 roku miała ukończonych 15 lat. Dom jej rodziców znajdował się na skraju wsi, toteż jako pierwszy trafił pod ostrzał partyzantów. Południowy wiatr w stronę rzeki, lokazujący dym, osłonił ludzi przed wrogiem. Ci, którzy pobiegli w stronę rzeki, cmentarza czy lasu, polegli.

Miałam więcej szczęścia, bo nikt z mojej rodziny nie zginął. Straciliśmy jedynie cały dobytek. Z domu zostały zgliszcza. Do wsi też od razu nie wróciliśmy. Pozostali przy życiu zaczęli budować domy. Nie mieliśmy czasu, ani dobrego materiału. To dlatego domy w Koniuchach tak marnie wyglądają. Nikt przez powojenne lata nie udzielił nam pomocy na ich renowację - mówiła pani A. Suckiel.

 

Według sprawozdania litewskiej policji, owego ranka w Koniuchach zginęło 36 osób i 14 zostało ciężko rannych. Mieszkańcy, którzy przeżyli masakrę, ułożyli listę zamordowanych, złożoną z 38 nazwisk. Nikt nie może być pewny, czy jest ona pełna. Władza radziecka ze zrozumianych powodów ukrywała sprawę mordu w Koniuchach.

 

Zupełnie inaczej potraktowali zbrodnię jej sprawcy, którzy po zakończeniu II wojny światowej osiedlili się na stałe w USA i Izraelu. W licznych publikacjach uczestnicy napaści mówią o liczbie 300 zabitych, szczegółowo opisując swój "bohaterski czyn".

Chaim Lazar w wydanej w roku 1985 w Nowym Jorku książce "Destruction and Resistance" pisał: "Sztab brygady zdecydował zrównać Koniuchy z ziemią, aby udzielić nauczki innym. Pewnego wieczoru 120 najlepszych partyzantów ze wszystkich obozów, uzbrojonych w najlepszą broń, wyruszyło w stronę tej wsi. Wśród nich było około 50 Żydów, którymi dowodził Jacob (Jakub) Prenner. O północy dotarli w okolice wioski i zajęli pozycje wyjściowe. Mieli rozkaz, aby nie darować nikomu życia. Nawet bydło i trzoda miały być wybite. Sygnał dano tuż przed wschodem słońca. W ciągu kilku minut okrążono wieś z trzech stron. Z czwartej strony była rzeka, a jedyny most znajdował się w rękach partyzantów. Przygotowanymi zawczasu pochodniami partyzanci palili domy, stajnie, magazyny, gęsto ostrzeliwując siedliska ludzkie. Z wielu domów słychać było huk eksplozji. Półnadzy chłopi wyskakiwali przez okna i usiłowali uciekać. Ale zewsząd czekały ich śmiertelne pociski. Wielu z nich wskoczyło do rzeki, aby przepłynąć na drugą stronę, ale tam też spotkał ich taki sam los. Zadanie wykonano w krótkim czasie. Sześćdziesiąt gospodarstw chłopskich, w których mieszkało około 300 osób, zniszczono. Nie uratował się nikt".

Mord w Koniuchach jest także opisany w książce Richa Cohena "The Avengers" ("Mściciele"), wydanej w Nowym Jorku w 2000 r.: "Koniuchy były wioską o zakurzonych drogach i zapadłych w ziemię, niepomalowanych domach. Partyzanci - Rosjanie, Litwini i Żydzi - zaatakowali Koniuchy od strony pól, a słońce świeciło im w plecy. Odezwał się ogień z wież strażniczych. Partyzanci odpowiedzieli ogniem. Chłopi uciekli do swych domów. Partyzanci obrzucili dachy granatami, a domy zajęły się płomieniem. Chłopi wybiegali drzwiami i uciekali drogą. Partyzanci ich gonili, strzelając do mężczyzn, kobiet i dzieci. Większość chłopów biegło w stronę niemieckiego garnizonu, a więc przez znajdujący się na skraju osiedla cmentarz. Dowódca partyzantów przewidział to i dlatego nakazał kilku swoim ludziom schować się przy grobach. Gdy ci partyzanci otworzyli ogień, chłopi zawrócili i wpadli w ręce żołnierzy, ścigających ich z przeciwnej strony. Setki chłopów zginęło trafiwszy w ogień krzyżowy".

 

Potwierdzenie mordu w Koniuchach można znaleźć także w dzienniku partyzantów żydowskich pt. "Operations Diary of a Jewish Partisan Unit in Rudniki Forest". Podano tam, że napad miał miejsce w styczniu 1944 r. i wzięli w nim udział partyzanci z oddziałów Jacoba Prennera ("Śmierć faszystom") i Shmuela Kaplinsky'ego ("Ku zwycięstwu") tzw. Litewskiej Brygady.

 

Zdaniem Kazimierza Krajewskiego, autora książki "Na Ziemi Nowogródzkiej - Nowogródzki Okręg Armii Krajowej", wydanej w Warszawie w 1997 r.: "jedyną winą mieszkańców Koniuch było to, że mieli już dosyć codziennych - a właściwie conocnych - rabunków oraz gwałtów i chcieli zorganizować samoobronę. Bolszewicy z Puszczy Rudnickiej postanowili zrównać wieś z ziemią tak, by zastraszyć ludność innych wiosek".

Wymordowanie mieszkańców wsi Koniuchy (wraz z kobietami i dziećmi) opisane zostało przez Chaima Lazara jako wybitna operacja bojowa, z której jest on autentycznie dumny. Opis ufortyfikowania wsi jest kompletną bzdurą. Była to normalna wioska, w której część mężczyzn zorganizowała samoobronę. Ich uzbrojenie stanowiło kilka zardzewiałych karabinów.

 

W relacji policji litewskiej mówi się, że "z 40 gospodarstw spaliło się 39 zabudowań i łaźnia, 50 krów, 16 koni, 50 świń, 100 owiec, 400 kur i inny majątek".

 

Zamordowanych Koniuszan pochowano na wiejskim cmentarzyku pod krzyżem, ustawionym przez młodzież jeszcze przed wojną dla upamiętnienia swoich katolickich korzeni. Jakby w przeczuciu wielkiego nieszczęścia.

 

Przez prawie pół wieku ci, którzy stracili rodziny, znajomych, musieli cierpieć i pamiętać w milczeniu. Do Koniuch nie przyjeżdżały wycieczki, jak do nieodległych Pirczupi, wsi spalonej przez faszystów, na ich przykładzie nie uczono młodego pokolenia historii. Nielicznymi świadkami tragicznych wydarzeń pozostały jedynie stary las, cztery ocalałe domy i stary spróchniały krzyż na cmentarzu. […]

 

O rzezi mieszkańców Koniuch na stronie Wirtualna Polonia.