Julian Ursyn Niemcewicz o szlacheckich bożonarodzeniowych obyczajach:

 "Wigilia Bożego Narodzenia była wielką uroczystością. Od świtu chodzili domowi słudzy na ryby, robiono na rzece i toniach przeręby i zapuszczano niewód, niecierpliwie oczekiwano powrotu rybaków. Dnia tego jednakowy, może po całej Polsce był obiad. Trzy zupy, migdałowa z rodzynkami, barszcz z uszkami, grzybami i śledziem, kutia dla służących, krążki z chrzanem, karp, szczupak z szafranem, placuszki z makiem i miodem, okonie z posiekany- mi jajami i oliwą. Obrus koniecznie zasłany być musiał na sianie, w czterech kątach izby jadalnej stały cztery snopy jakiegoś niemłóconego zboża. Niecierpliwie czekano pierwszej gwiazdy; gdy ta zajaśniała, zbierali się goście i dzieci, rodzice wychodzili z opłatkiem na talerzu, a każdy z obecnych, biorąc opłatek, obchodził wszystkich zebranych, nawet służących, i łamiąc go powtarzał słowa: «Bodaj byśmy na przyszły rok łamali go ze sobą». Stół i izbę ubierano zbożem na pamiątkę betlejemskiego żłóbka. Przy wnoszeniu snopów gospodarz mówił: «Słoma do chałupy, a bieda z chałupy». W Małopolsce przy wieczerzy wigilijnej musiały leżeć główki czosnku, które - jak wierzono - miały oddalać choroby od domu przez rok cały. Pod stołem zaś kładziono żelazo od pługa”.

 

Zygmunt Gloger:

„Lud wiejski, po uczcie wigilijnej, ze słomy snopów ustawianych w rogach izby kręci małe powrósła i wybiegłszy do sadu, owiązuje niemi drzewa owocowe w przekonaniu, że będą lepiej rodziły. Zdarzało się nawet, że pan domu z siekierką obchodził sad, stukając leciutko w pień drzewa i pytając: Będziesz rodziło, albo i nie? A dziecko głosem cichutkim spiesznie odpowiadało: Będę, będę i drzewo takie otulano na zimę. Piękny to zwyczaj ukazujący miłość i szacunek dla tego, co żyje i rodzi plony”.

 

 

Więcej o Bożym Narodzeniu.

 

 

 

Barbara Ogrodowska:

"Na Podhalu gospodarz łamał opłatek na tyle części, ile osób zasiadało do Wigilii, każdą cząstkę maczał w miodzie i wymawiając imiona domowników przyklejał do szyby okiennej.

 Cząstka opłatka, która zsunęła się lub odpadła, wieszczyła śmierć danej osobie, której ją przypisano”. Po dziś dzień w rodzinach, w których powszechność SMS-ów nie wyparła świątecznej sztuki epistolarnej, do kopert z listami i kartkami wkłada się fragmenty opłatka jako symbolu dobrych życzeń”

 

Stół wigilijny. 

Przy staropolskim stole każdy musiał skosztować choćby odrobiny potrawy, nawet tej niezbyt lubianej. Czyniono to z szacunku dla urodzaju i obfitości i z modlitwą. by w ciągu roku do gospodarstwa nie zajrzały głód i bieda. Tradycyjna liczba dań nawiązywała do 12 apostołów. Mimo, iż stoły szlacheckie uginały się od jadła, zalecano umiarkowanie w spożywaniu wigilijnej wieczerzy - trzeba było wszak zostawić część dla zwierzyny domowej, a poza tym nie przystało, by nie- strawność spowodowana obżarstwem miała usprawiedliwić nieobecność na pasterce. Co innego nazajutrz i w drugim dniu świąt. 0, wtedy już wypadało, a na- wet należało suto biesiadować. Jedną z najstarszych, polskich potraw wigilijnych jest kutia, z maku i pszenicy utartych z miodem. W przeszłości spożywano tę potrawę na stypach zadusznych. Nazwa łączona jest nawet z jedną z regionalnych nazw wigilii, zwanej kucyją. Dawnym pochodzeniem mogą pochwalić się: kisiel owsiany lub zupa „brajka” z owsa, jak również siemieniucha - zupa z siemienia lnianego. Na wigilijnym stole nie mogło zabraknąć kartofli, potraw z grochu, fasoli, rzepy, maku, grzybów, kasz, czy suszonych owoców. Na deser nasi pradziadowie spożywali kruchalce, tłuczeńce, czy łamańce - czyli mak utarty z miodem i żółtkami z dodatkiem bakalii i rumu. Gospodarze nie zapominali o czworonożnych mieszkańcach, ani nawet o drzewach w sadzie. Przed udaniem się na pasterkę, tuż po wigilijnej wieczerzy, pan domu łamał opłatek i pozostawioną przez biesiadników strawę na tyle części, ile posiadał hodowlanych zwierząt. Najpierw dziękował koniom za trud pracy na roli. Dostawały także bób dla "urody i krasy'; a krowy częstowano ciastem, by ich mleko było smaczne. Kury dostawały groch, aby niosły jajek tyle, ile ziarenek zjadły.

 

 Opłatek

Nazwa półprzezroczystego płatka, upieczonego z mąki pszennej i czystej wody w żelaznej matrycy (w Polsce zwanej "szczypcami" lub "żelazkami"), z wygrawerowanymi symbolami religijnymi pochodzi od łacińskiego słowa oblatum - "to co ofiarowane”. W znanej dziś formie, opłatki obecne są od X wieku, zastąpiły wcześniejsze chleby ofiarne. W polskiej  tradycji opłatki pojawiły się najprawdopodobniej poza regionami Pomorza, Warmii i Mazur na przełomie XVIII i XIX wieku. W średniowiecznej, zachodniej Europie pieczeniem opłatków zajmowały się klasztory. W Polsce były to zrazu siostry zakonne ze Zgromadzenia Sakramentek, z czasem zaś wytwórnie rzemieślnicze. Żywa była w ludziach wiara w to, iż ten, kto w Wigilię podzieli się opłatkiem, przez cały rok nie zazna głodu i będzie mógł dzielić się chlebem i strawą z ubogimi.

 

 

 

Kolędy.

W Europie kolędowanie wywodzi się z łacińskich zwyczajów noworocznych. Dla-  tego też kolęd nigdy nie śpiewano przed Bożym Narodzeniem. Pojawiały się dopiero w Wigilię i rozbrzmiewały w domach przez okres Bożego Narodzenia, aż do święta Trzech Króli, które drzewiej (dawniej) obchodzono bardzo uroczyście. Gwiazda betlejemska i pokłon trzech króli były pierwszym widocznym znakiem boskości narodzonego dzieciątka i niezwykłości Bożego Narodzenia. Najstarsze polskie kolędy pochodzą z XV wieku i są pieśniami łacińskimi i czeskimi w polskim przekładzie. Jedna z najpopularniejszych rdzennie polskich kolęd, czyli "Bóg się rodzi" autorstwa Franciszka Karpińskiego pochodzi z 1792 roku i kojarzy się z ówczesną sytuacją Polski. Kolęda "Nie było miejsca dla ciebie" powstała zaś w obozie podczas II Wojny Światowej w latach czterdziestych XX w. i nazywana bywa kolędą-skargą. Do dziś przetrwały stare śpiewniki domowe, w których, wzorem pieśni biesiadnych umieszczano kolędy nucone na melodię narodowych tańców. Biesiadnicy gromadzili się licznie, by snuć muzyczną opowieść o wydarzeniach z Betlejem, ubogiej stajence, pokłonie pasterzy, gwieździe wiodącej Królów Magów i hołdzie Dziecięciu.

 

 

 

Pasterka.

Zwłaszcza w latach srogich zim, których drzewiej w Rzeczpospolitej nie brakowało, widok sań mknących do świątyni i pieszych z latarniami, zmierzających na nocną celebrację, był wyjątkowo poruszający. Pasterka, czyli odprawiana o północy uroczysta Msza Święta, jest jedną z najważniejszych tradycji bożonarodzeniowych. Jej nazwa upamiętnia przybycie do Betlejem pasterzy i złożenie przez nich hołdu narodzonemu Bogu. Zwyczaj wprowadzono w Kościele w II połowie V w. Do Polski dotarł najprawdopodobniej wraz z chrześcijaństwem, gdy powszechną praktyką były nabożeństwa nocne. Nazwa nawiązuje do obrazu pasterzy czuwających przy Dziecinie. To szczególna, bo pierwsza celebracja Bożego Narodzenia, gdy po długim czasie adwentowego czuwania rozbrzmiewa radosne "Wśród nocnej ciszy”. W prezbiteriach królują żywe drzewka przystrojone światełkami i bombkami, a w bocznych nawach klęknąć można przy szopce, której budowanie zawdzięczamy św. Franciszkowi. W niektórych regionach kraju istnieje po dziś dzień zwyczaj umieszczania Dzieciątka w tabernakulum, okrytego przezroczystą tkaniną, którą w czasie wstępnej kolędy odkrywa kapłan, ukazując figurkę wiernym i uroczyście składa ją w szopce. Najstarsza szopka pochodzi aż z XIV wieku i znajduje się w krakowskim kościele klarysek p.w. św. Andrzeja. Dziś na pierwszą świąteczną celebrację gromadzą się wierni w regionalnych strojach (pasterka z kapelą góralską, pasterka na Kaszubach) a także ... głęboko pod ziemią (pasterka w Kaplicy św. Kingi w Kopalni Soli w Wieliczce).

 

Choinka.

Nie ma świąt bez choinki, ale mało kto pamięta, że przed nią całkiem inne stawiano w domostwach ozdoby. Zwyczaj strojenia drzewek bożonarodzeniowych wywodzi się z Niemiec, gdzie był już znany W XV wieku. W 1509 roku choinkę na jednym ze swych obrazów przedstawił Lucas Cranach Starszy. W Polsce pierwsze choinki pojawiły się na przełomie XVIII i XIX wieku. Zanim jednak pojawiła się w Polsce choinka, która przybyła do nas z Alzacji, królową polskich świątecznych stroików była podłaźniczka, nazywana też podłaźnikiem, jutką, sadem rajskim lub wiechą albo bożym drzewkiem. Była to najczęściej gałąź sosny albo czubek jodły lub świerku, zawieszane u powały czubkiem w dół, dzięki czemu pień wskazywał niebo. Podłaźniczkę wieszano głównie nad stołem, ale też nad oknem czy drzwiami jako symbol zdrowia, zgody, dobrobytu. Panny liczyły na rychłe zamążpójście, a domownicy polecali Bogu swe dobytki, prosząc o ochronę przed wszelkimi nieszczęściami. Podłaźniczkę zdobiono orzechami, jabłkami, ciasteczkami, piernikami, kolorowymi wstążkami i ozdobami z bibuły oraz krążkami opłatka w różnych kolorach, które nazywano światami, a będącymi symbolem stworzenia świata. Mocowana na sznurze podłaźniczka była opuszczana dla podjadania zawieszonych na niej łakoci. W wiejskich domach obok jutki pyszniły się też w kątach izby snopki zboża, czasem udekorowanego na świąteczną modłę.

 

 

Gody.

A później? Później już tylko radosny czas jasełek, kolędników spieszących z gwiaz- dą od domu do domu i częstowanych .Szczodrakami" - słodkimi bułeczkami wpychanymi do sakwy. Kronikarz Franciszek Kotula tak pisał: "W dzień Nowego  Roku już od świtu po niektórych miejscowościach Pogórza biegali draby. Mieli maski na twarzach, byli na ogół fantazyjnie poprzebierani z odwróconymi do góry kożuchami, w strojach zrobionych ze słomianych warkoczy” Czekały na kolędników zwłaszcza panny, bo wizyta radosnych przebierańców zwiastowała powodzenie i krasę przyszłej oblubienicy. Gremialnie się więc odwiedzano i wśród śmiechów i biesiadowania spędzano czas od poranka 25 grudnia aż do czasu postu. Także karnawał był okresem sąsiedzkich i rodzinnych wizyt, śpiewu w towarzyszeniem skrzypek, fujarek i basetli. Trwała ogólna radość, a spory starano się zażegnać, by nie wchodzić w Nowy Rok z waśniami z sercu.